Las otaczał nas zewsząd. Przymykając powieki, mogłem wyczuć każdy najmniejszy szelest liści, cichy powiew chłodnego wiatru, stukot dzięcioła oddalonego od nas o kilkaset metrów. Moje uszy były nastawione na tupot stóp. Wyczułem je po chwili, nie tylko słuchem, ale również drżeniem runa leśnego pod stopami. Ukryty między drzewami, spokojnie mogłem obserwować całą sytuację.
- Cuchniesz - mruknął nagle jeden z chłopaków. Spojrzałem na niego, wzdychając. Doskonale wiedziałem, że mój zapach dla Nich był drażniący. W końcu, byłem inny niż zwykły człowiek. Byłem inny niż Oni. Uśmiechnąłem się.
- Nic na to nie poradzę, Chen - chłopak prychnął.
- Jesteś obrzydliwy.
- Nie przeczę - mruknąłem, po czym uniosłem wzrok. Wiatr się wzmocnił. - Już niedługo.
- Czuję - odparł mój towarzysz, po chwili znikając w głębi lasu. Odetchnąłem cicho.
Razem było Ich 12. Tworzyli zwartą grupę, przez którą nic nie mogło się przedrzeć, wiem o tym. Każdy z nich, mimo odmiennych charakterów, mimo że różniło ich pochodzenie, trzymali się razem. Dziwiłem się temu, odkąd zacząłem ich obserwować, ale wiem jedno. Oni są tymi, którzy tego dokonają.
Westchnąłem cicho, zamykając oczy. Las oddalał się szybko, jego zapach szybko się ulatniał, a mi pozostało tylko uczucie chłodu na skórze. Otworzyłem oczy, wpatrując się w zachód słońca. Z klifu na którym właśnie stałem, wyglądał najlepiej.Czerwień odznaczająca się na pomarańczowo-różowym tle nieba, z przebłyskami błękitu. Spokój. Cisza. Już niebawem będzie zakłócona. Pełnia szybko się zbliża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz